W centrum Piotrkowskiej w Łodzi stoi wiekowa kamienica. Komunalna, ale bardzo zadbana. Jak ktoś widzi ją pierwszy raz, reaguje uśmiechem na smoki strzegące fasady i kapiące ozdóbki. Elewacja – jak to w Łodzi – w stylu każdym naraz, neogotycko-klasycystyczno-góralskim. Łodzianie ją kochają. Niedawno miasto ją wyremontowało i podświetliło, na co poszedł okrągły milion. Po czym objawili się spadkobiercy, którzy ponad wiek nie mogli sobie przypomnieć, że kamienicę im kiedyś zabrano. Teraz chcą ją z powrotem, bo przecież „nasze utracone mienie”, „święta w Polsce prywatna własność”. Wiem, że są miasta, które mają z takimi obudzonymi spadkobiercami sto razy większy problem – choćby Warszawa. Dopóki nie ma widoków na złoty interes, nikt się nie zgłasza. Bo trzeba by remontować i płacić podatki. Łatwiej zostawić to gminie. Dopiero kiedy jest szansa na nabicie sobie kabzy, wtedy mienie okazuje się moje, rodzinne, niesłusznie zabrane.
Pełna treść artykułu dostępna po wykupieniu cyfrowej prenumeraty Gazety Wyborczej
Pobrano z:
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,15399139,Oddajcie_za_moja_panszczyzne.html
Data dostępu: 6.05.2019